Wędrowni zielarze sprzedawali go jako coś niezwykle cennego. Tajemniczy korzeń przypominał kształtem ludzką postać i był stosowany niemal przeciw wszystkim chorobom, urokom i klątwom. Zgodnie z tym, co pisano w starodawnych księgach, wykopanie korzenia mandragory wymagało zachowania specjalnych skomplikowanych procedur, jako że podczas wydobywania z ziemi korzeń miał krzyczeć przeraźliwie, powodując niekiedy zgon tego, kto go wykopywał.
Z tych względów, wierzono, że aby go wydobyć, należało w piątek przed wschodem słońca zatkać mocno uszy, wyjść z czarnym psem, uczynić trzy razy znak krzyża nad mandragorą i okopać ją dookoła. Potem przywiązywano psa za ogon do korzenia, pokazywano mu kawałek chleba i szybko uciekano. Pies miał biec za człowiekiem, przy okazji wyciągając korzeń z ziemi. Ten wybitnie okrutny sposób pozyskiwania korzenia praktykowano, wierząc, że gdy korzeń opuści ziemię, przestaje być niebezpieczny, gdyż – jak sądzono – nie miał już kontaktu ze złymi podziemnymi mocami. Korzeń należało bardzo starannie pielęgnować i przechowywać. Do mycia rośliny używano czerwonego wina, przetrzymywano ją w białej lnianej szmatce, którą należało w każdy piątek tygodnia i o każdej pełni księżyca wymieniać na nową.
Posiadacz talizmanu – korzenia mandragory – mógł cieszyć się młodością, zdrowiem, powodzeniem i szczęściem.